Glasgow jest całkiem innym miastem niż stolica Szkocji, przy nim Edynburg wydaje się być kameralny, senny, ale za to z klimatem przesiąkniętym tradycją i sztuką,
właśnie tego artystycznego charakteru brakuje mi w nim najbardziej, chociaż to tutaj koncertują giganci rocka, jednak to nie koncerty na stadionach budują klimat miejsca…
kamienice prócz tego, ze są z czerwonego piaskowca – a nie jak te w Edim w kolorze piasku – to przytłaczają swoimi rozmiarami, ciężkością detali i ilością zdobień, widać po nich, jak bogate to było miasto w czasach wiktoriańskich, kiedy te monumentalne budowle wznoszono,
wyjątkiem jest Glasgow School of Art, projektu Charles Rennie Mackintosh’a, secesja godna zachwytu gdzie lekkość i finezyjność tego projektu powoduje, że na chwilę zapomina się o pozostałych budowlach Glasgow, takich jak np. Kelvingrove Art Gallery and Museum, które piękne nie jest, ale na pewno osobliwe – nie widziałem nigdzie indziej, takiej różnorodności eksponatów nagromadzonych w jednym miejscu,
w największej sali ekspozycyjnej, pod sufitem zawieszono Spitfire’a (samolot myśliwski z okresu II Wojny Światowej), w centralnej jej części stoją wypchane, afrykańskie zwierzęta, ze słoniami i żyrafą dominującymi nad pozostałą gromadką, na ścianach za to, spogląda na to wszystko ukrzyżowany Chrystus autorstwa Salvadora Dali, skąd inąd świetny obraz…